niedziela, 27 kwietnia 2014

Czarnogłówka i różności

Nie, nie zamierzam zamykać bloga, tylko tak ciężko się zmobilizować do zrobienia zdjęć i do napisania w nawale innych zajęć. Dużo się dzieje, nie wszytko co robię wydaje się dobre i potrzebne, ale liczę na to że za jakiś czas, kiedy spojrzę na tę swoją szarpaninę ostatnich miesięcy, wszystko nabierze jakiejś wartości. No, przynajmniej mam taką nadzieję.
Pomimo wszystko zdarza mi się czasem dotknąć drutów, szydełka i kołowrotka. W skrócie wygląda to tak: pod koniec zimy zrobiłam parę swetrów, parę sprułam i zrobiłam od nowa, powstało też trochę skarpet, jakaś czapka i rękawiczki, ale zdjęcia wychodziły paskudne - jak to przy zimowym świetle bywa - i nie było się tutaj czym pochwalić. A teraz już nie sezon na pokazywanie zimowego urobku. 
Dwa swetry leżą wciąż na drutach, od dawna nie dotknięte, oba przerwane w newralgicznych punktach i wymagają podjęcia decyzji co do dalszego kroku. I nie mogę się zdecydować. Jeden z nich, ten który jest mi naprawdę potrzebny, wygląda tak (pomijając to, że kolory w realu znacznie spokojniejsze):
Naprawdę powinnam się wziąć i dokończyć, bo mi zimno, a kupować swetrów przecież nie będę. No bo przecież po co, skoro MOGĘ ZROBIĆ SAMA :-)
Czasem powstają szydełkiem małe formy, jak ten koralikowy komplet poniżej. Tu też mam pewne problemy z kończeniem zaczętych prac, ale idzie trochę lepiej niż ze swetrami. Chociaż jeszcze ileś tam sznurów koralikowych leży bez wklejonych zapięć.

 A ostatnio zanabyłam wór wełny czarnogłówki z gór. Świeżo cięta po zimie, właściciel ostrzegał że po zimie wełna nie najczystsza. Hmm, nie dopytałam czy w takim razie strzyże dwa razy w roku. Nie jest tak źle z czystością, brudniejsze przerabiałam. Ale trochę mnie zdziwiła, bo spodziewałam się że będzie bardziej miękka, a w dotyku jest delikatnie mówiąc szorstka. No może nie gryzie porażająco, ale jest charakterna. W zeszłym roku miałam okazję prząść naprawdę mięciutką czarnogłówkę. Tyle tylko że w stanie surowym była tak brudna, że więcej do tamtego źródełka się nie udam po wełnę. Ta poniżej to już ostatni, świeży nabytek:
Włókna bardzo różnią się karbikowaniem i długością. Nie segreguję jej tak, jak powinnam, bo mi się nie chce (:-) A i tak jest sporo odpadu, bo chyba technika strzyżenia polegała na dwukrotnym ciachnięciu każdego włókienka: niemal wszystkie są przycięte u podstawy. Jest co wybierać.
Trzy motki już skręcone, a jak zrobię czwarty to całość pójdzie do farbowania i na druty. Taki plan jest.

1 komentarz: