Może nie widać, ale materiał to bawełniana zwarta surówka w kolorze naturalnym. Po uszyciu przymierzyłam, obejrzałam się i niezwłocznie wrzuciłam do gara z farbą. Wyglądało bowiem jak nie przymierzając bielizna, którą prezentują bohaterowie filmów z Dzikiego Zachodu, szykując się na uciechy w przybytku publicznym. No co ja poradzę, że tylko takie skojarzenia miałam? Zresztą po ufarbowaniu też inaczej się nie chce kojarzyć...
Przy okazji do farby trafiła później też wełna, którą uprzędłam chyba w innym życiu. Całkiem ciekawy kolor uzyskałam z mieszanki fioletu, brązu, czerni i szarości.
U dołu: surówka i surówka ufarbowana, u góry: wełna na coś (plan jest, tylko realizacja nie wiem kiedy) |
E tam, i tak je będę podwijać. Bo lubię.
Żeby od razu uciąć spekulacje: ten model nie wygląda lepiej z paskiem. To znaczy z przodu może trochę lepiej, ale z tyłu tragicznie. Nie należy tego robić, nie pytajcie. Nie bo nie.
Widać te piękne białe nici na stebnowaniach? No widać. Udam, że tak miało być. Teraz już tak musi być, właściwie to nawet ładniej i ciekawiej wyszło. Ewentualnie można by sobie zakonotować na przyszłość, że nici poliestrowe nie przyjmują barwników tak jak bawełna...
Jak widać mimo wszystko kombinezonik/podomka/worek* ma sporo luzu, można w nim siedzieć, schylać się i nicnierobić. To właśnie lubię w nim najbardziej.
Recenzja: to jest jeden z najszybszych modeli, jaki mi Burda podsunęła kiedykolwiek. Szyło się w mgnieniu oka, w zasadzie bezproblemowo, z lekkim zastanowieniem przy wykończeniu listwy zapięcia u dołu. Żeby było łatwiej, kieszenie z wypustkami zamieniłam na kieszenie w szwach bocznych. Zamiast pięciu zatrzasków przyszyłam cztery z lenistwa; tak wystarczy w zupełności.
Jest super! Polecam 😁
* - Dziecko promuje nazwę "kubraczek" ale kubraczek to chyba taki od pasa w górę tylko, nie?